(Kliknij tutaj, aby zobaczyć oryginalny artykuł w języku niderlandzkim.)
Wywiad z Andreą Gulickx przeprowadził Ruud van der Bliek
W przypadku Nature First NL/BE usiadłem ze znaną holenderską fotografką i prowadzącą warsztaty Andreą Gulickx, aby omówić jej podejście do natury podczas jej fotografii i warsztatów.
Andrea mieszka z mężem w pięknym domu z bujnym ogrodem kwiatowym w wiosce IJzendoorn w Betuwe. Wieś jest chroniona wysoką groblą, bezpośrednio nad rzeką Waal. Rzeka wraz z terenami zalewowymi i lasami jest ważnym źródłem inspiracji dla jej fotografii. Tak ważne, że poświęciła jej pierwszą opublikowaną fotoksiążkę „De Waal Bewogen' do tego. Ta książka wyznacza początek jej obecnego stylu fotograficznego, w którym szeroko wykorzystuje ICM (zamierzony ruch aparatu, sposób malowania światłem).
Mimo, że tematem swoich zdjęć jest pejzaż i przyroda, zdecydowanie nie nazywa się fotografem krajobrazu czy przyrody. Krajobrazy są tam do malowania, podobnie jak grzyby i jej ulubione „dzikie” kwiaty, dzwonek i zawilec leśny. W Holandii te dwa kwiaty można znaleźć prawie wyłącznie w posiadłościach, w których kiedyś były sadzone i naturalizowane. Można go również znaleźć w ogrodach krajobrazowych. Prawie nie odwiedza wrażliwych biotopów, takich jak łąki kwietne i wilgotne tereny z ważkami i motylami, i nie ma mowy o zabraniu tam grupy warsztatowej.
Z jednej strony dlatego, że nie ma wystarczającej wiedzy na temat tych obszarów i tego, jak się w nich poruszać bez wyrządzania szkód, az drugiej strony dlatego, że nie chce się zbytnio starać o konkretną lokalizację lub temat. Z fotograficznego punktu widzenia gatunki specjalne w ogóle jej nie interesują. Jej zdjęcia zawierają głównie światło, kształty i emocje, a tematy są jedynie dodatkami.
Nawet jeśli nie stosuje techniki ICM, zawsze szuka światła i specjalnych ujęć. Żadnych zdjęć rejestracyjnych z jej ręki, ale starannie wykonane klimatyczne zdjęcia o miękkich kształtach i pastelowych odcieniach. Proces robienia i edytowania zdjęć jest dla niej o wiele zabawniejszy i ciekawszy niż sam fotografowany obiekt.
Często używa makroobiektywów Laowa, które mają współczynnik powiększenia 2x i za pomocą których lubi tworzyć abstrakcyjne obrazy. Jest także wielką fanką kreatywnych soczewek Lensbaby. Jest ambasadorką obu marek w Holandii.
Na swoich warsztatach wprowadza uczestników w charakterystyczny dla siebie sposób fotografowania i nie ma tajemnic. Otwarcie i szczerze dzieli się swoją metodą i technikami, aby każdy wiedział, jak zrobić charakterystykę „Zdjęcie Andrei”. Warsztaty odbywają się w wiejskich posiadłościach iw zadbanych ogrodach kwiatowych. Do lasu chodzi tylko z uczniami na grzyby. Z góry prosi uczestników, aby zwrócili uwagę na wrażliwość środowiska, w którym się znajdują. Z kwietnikami nie jest to takie trudne, bo tam i tak nie można zejść ze ścieżek. Jest bardzo świadoma kruchości specyficznychrośliny stinsena' na osiedlach i upewnia się, że nie wystąpią żadne szkody. Między innymi prosi o zwracanie uwagi na staranne układanie toreb fotograficznych, by fotografować jak najwięcej ze ścieżek i niczego nie deptać. Jako ochronę przed często mokrą ziemią, na której leżysz, radzi uczniom, aby zamiast plastikowego worka na śmieci używali spodni przeciwdeszczowych. W spodniach przeciwdeszczowych Twój odcisk na ziemi jest znacznie mniejszy i znacznie lepiej widać, gdzie się poruszasz, niż leżąc na dużej plastikowej torbie, o której również można zapomnieć lub zdmuchnąć. Podczas warsztatów zawsze zwraca uwagę na nieświadome lub nieostrożne zachowanie swoich podopiecznych i pilnuje, aby niczego nie zostawić. „Jednym z powodów, dla których prowadzę małe grupy warsztatowe, jest wrażliwość przyrody” — mówi Andrea.
Kiedy omawiamy zasady Nature First, od razu mówi, że z perspektywy czasu żałuje, że udostępniła w mediach społecznościowych lokalizację Landgoed Amelisweerd niedaleko Utrechtu. Kiedyś zaczęła tam fotografować ukwiały, gatunek rośliny, który częściowo dzięki jej zdjęciom jest teraz w centrum uwagi makrofotografów. Udostępniając swoje zdjęcia i wspominając o lokalizacji, presja na to osiedle, ale także na inne osiedla, gdzie ukwiały i inne rośliny stinsena rośnie, wzrosła gwałtownie i niestety nie wszyscy są równie ostrożni z roślinami i grządkami. Ma nadzieję, że już nigdy nie popełni tego błędu. „Jestem osobą, która lubi dzielić się wiedzą, a dla mnie dotyczyło to również lokalizacji. Ale teraz stałam się z tym bardzo ostrożna” — mówi.
Faktem jest, że wielu zarządców nieruchomości nie jest już zadowolonych z rosnącego strumienia fotografów, z których zbyt wielu uważa kwiaty przy ścieżce za mniej atrakcyjne niż te kilka metrów dalej.
Andrea jest fotografem i dlatego porusza się na łonie natury, nie zawsze świadoma wpływu, jaki wywierają na nią jej działania. Nie jest dobroczyńcą ani działaczem na rzecz przyrody. Robi wszystko, co w jej mocy, aby zachowywać się z szacunkiem, na ile to możliwe, najlepiej jak potrafi.
„Z pewnością nie jestem świętą”, mówi sama, „ale teraz jestem o wiele bardziej świadoma wszystkiego i wiem dużo więcej niż na początku. Kiedy zaczynasz fotografować, często nie jesteś wystarczająco świadomy kruchości natury. Bardzo dobrze pamiętam, że w pierwszych dniach pobytu w belgijskim Hallerbos sam myślałem, że kładę się bardzo ostrożnie i pilnuję wszystkiego w żlebie z liśćmi, żeby niczego nie zniszczyć. Zawilce znajdowały się na półce skalnej i wokół nich nie było nic do oglądania. Spacerował Jan Loos z Landschap VZW, który bardzo uprzejmie poprosił mnie o powrót na szlak. Następnie wyjaśnił mi, że pod liśćmi hiacynty były już nad ziemią. Jeśli nadepniesz na te wschodzące hiacynty i uszkodzisz je, nie wrócą. Byłem bardzo zadowolony z jego wyjaśnień, a zwłaszcza ze sposobu, w jaki to zrobił. Nie tylko dla siebie, ale także dlatego, że mogę to przekazać uczestnikom moich warsztatów, aby i oni zrozumieli, dlaczego nie powinni schodzić ze ścieżki. Dzięki temu stałem się bardziej świadomy wszystkiego, co mnie otacza. Wciąż jestem mu za to wdzięczny”.
„Jesienią naprawdę robię wszystko, co w mojej mocy, aby wziąć wszystko pod uwagę. Zawsze kończę w tym samym kawałku lasu, dobrze znam szlaki i poruszam się tą samą trasą, więc wiem, że zaraz obok ścieżki znajdziemy obiekty. W niektórych alejach bukowych lub na polanach, gdzie rosną buki i gdzie ziemia jest pełna liści, szukam grzybów. Zawsze ostrożnie patrz w dół, aby niczego nie zdeptać. Mam wyćwiczone oczy w tym względzie, ale oczywiście nie możesz zobaczyć, co jest pod liściem. To pozostaje faktem”.
„Zeszłego lata byłem na Azorach i wybraliśmy się na wyprawę wielorybniczą. Świetnie, ale byłem zszokowany ilością plastiku pływającego w morzu. W drodze powrotnej do portu przewodnicy wycieczki wyłowili z morza jak najwięcej plastiku i zabrali go ze sobą. Muszę przyznać, że stałem się teraz bardziej świadomy śmieci i zabieram je ze sobą, kiedy znajduję je w lesie”.
„Mogę być bardzo zirytowany ludźmi, którzy zostawiają swój bałagan tutaj, na terenach zalewowych. W ładne dni widać tu grupy ludzi piknikujących, a kiedy ich nie ma, worki ze śmieciami leżą przy drzewach nad wodą. Nie do wiary! Przyniosłeś je z domu, dlaczego nie zabrać ze sobą odpadów. Jak trudne może to być?"
Wiele lat temu wraz z mężem przeszliśmy przez tereny zalewowe i znaleźliśmy odpady wielkogabarytowe w pięciu miejscach. Komputery, niebieskie worki na śmieci, artykuły gospodarstwa domowego, co tylko zechcesz. Zgłosiliśmy to gminie, ale oni wskazali, że musimy to zgłosić do pięciu różnych władz, ponieważ ziemia była własnością pięciu różnych właścicieli. Tak, przy tak wielu barierach i zniechęceniach następnym razem dobrze się zastanowisz, zanim zgłosisz. Na szczęście szybko został usunięty. Smutno mi, że dzieje się to jeszcze dzisiaj”.
„Prawdopodobnie sam mógłbym dowiedzieć się więcej o kruchości natury. Staram się robić swoje. Jeśli wszyscy zrobimy trochę, jesteśmy na dobrej drodze”.
Andrea Gulickx, wyjątkowa kobieta i fotograf, z bardzo osobistym i inspirującym stylem oraz sercem do natury.